piątek, 19 września 2014

Chapter 5

Michael

To była zdecydowanie najdłuższa jazda w moim życiu! Tak cholernie się bałem, że nie zdążę na czas. Cierpienie jakie Jake zadawał Chole odczuwałem za zdwojoną siłą. Jej krzyki zadawały mi cios prosto w serce.
Gdy zauważyłem, iż wjeżdżamy do znajomego lasu, emocje się nasiliły. Mortenz przetrzymywał kiedyś tutaj przez cztery miesiące Lukeya. Długo nie mogliśmy znaleźć jego kryjówki, lecz jak to już się udało i odbyliśmy Hemmo, zostałem postrzelony w pośladek. Teraz została mi już tylko blizna, za to Luke do dziś miewa koszmary.
Dojechaliśmy do ruin domu. Kiedyś mieściła się tutaj prywatna klinika psychiatryczna, za pewne byłaby czynna do dziś, lecz pacjent szpitala postanowił sobie, że ją spali. Jeśli mam być szczery, sam bym tak zrobił. Lekarze nie byli zbyt uprzejmi. Hah... to mało powiedziane. Kobiety były gwałcone a mężczyźni kastrowani, To nie byli ludzie, to były potwory!
Moim oczom ukazało się to jakże "cudowne" miejsce. Załadowałem pistolet, tak samo uczynili moi towarzysze i udaliśmy się w kierunku wejścia. Ku mojemu zdziwieniu nie znajdowali się tutaj żadni ludzie Jakea. Do naszych uszu znów doszedł dźwięk nawoływania Nelson, który doprowadził nas do piwnic. Wkoło panował mrok. Szedłem pierwszy więc skręciłem w prawo i coś we mnie uderzyło, aż się zatoczyłem kilka kroków w tył. Zobaczyłem Chloe i kanień spadł mi z serca, momentalnie ją do siebie przytuliłem.
-Puszczaj mnie zboczeńcu-krzyknęła uderzając mnie pięściami w tors.
-Chcesz to mogę cię tutaj ze zboczeńcami zostawić.
-Michael!-odwzajemniła uścisk- tak się cieszę, że mnie tu nie zostawiłeś!
-Nie mógłbym.
-Przepraszam, iż wam przeszkadzam moje wy drogie gołąbeczki, ale chciałbym jak najszybciej uciec z tego cholernego miejsca- wtrącił Lukey.
-Idziemy!
-Dokąd się wybieracie? Nie zostaniecie na herbatce?- usłyszałam tak znienawidzony mi głos.
-Podziękował.
Myślicie, że po prostu stąd wyjdziecie?- powiedział i zagwizdał. W tym czasie ludzie Mortenza zaszli nas od tyłu wymierzając nas spluwami.
-Czternastu na pięciu to trochę nie sprawiedliwe nieprawdaż?- wtrącił Irwin
-Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
-Poprawka jest nas sześciu, to jest Felice, moja kuzynka.
-Twoja kuzynka powiadasz?- i Jake przyciągnął blondynkę do siebie targając ją za włosy. Za raz za raz... Czy ja dobrze słysze? Felice Blake to kuzynka Chole?!

Chloe

-Zostaw ją!
-Przywiązałaś się do kuzynki w ciągu kilku minut? Błagam nie rozśmieszaj mnie !
-Powtórzę jeszcze raz... powoli i wyraźnie, puść ją do cholery!!!
-Jak sobie życzysz- powiedział oraz wbił jej coś w plecy rzucając nią o podłogę. Nie myśląc racjonalnie wyrwałam Mikeowi broń z ręki i wymierzyłam w bruneta, lecz on uniknął ataku. Teraz wszyscy strzelali. Nagle poczułam jak ktoś ciągnie mnie w stronę wyjścia. To był Hemmings. Pomógł Felice wejść na tylnie siedzenie a ja natomiast wdrapałam się na miejsce pasażera. Blondyn odpalił silnik i odjechaliśmy.
-Chloe wszystko w porządku?- zapytał widocznie zmartwiony.
-Tak, tak sądzę...
-A czemu masz krew na całej koszulce?- i dopiero teraz poczułam napływającą falę bólu.
-Musiałeś mi o tym przypominać?! Nie bolało póki, nie wspomniałeś.
-Powinieneś zawieść ją do szpitala. Tę ranę powinien zobaczyć lekarz-oznajmiła Złotowłosa.
-Zamknij się! Nikt cię nie pytał o zdanie!
-Lucas! Grzeczniej! Co cię ugryzło do cholery?- wykrzyczałam
-Nie mam powodów aby być dla niej miły- to były ostatnie słowa, które zostały wypowiedziane podczas jazdy.
Dość długa podróż minęła w głuchej ciszy. Nawet radio pozostało wyłączone. Gdy mieliśmy wysiadać, oświeciło mnie.
-Czemu zostawiliśmy tam resztę zupełnie samą?
-Spokojnie na pewno sobie poradzą bez nas.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale Chlo... Idź do siebie a ja jadę do apteki.
-A co z Fel?
-Poradzi sobie jakoś-powiedział ścinając dziewczynę wzrokiem.
-Nie ma takiej opcji! Ona zostaje tutaj, ze mną! Mam duży pokój, jakoś sobie poradzimy. Kochana chodź ze mną a ty palancie jedź już, ale najpierw otwieraj drzwi- Luke nic nie odpowiedział tylko otworzył drzwi frontowe domy, szybko udał się w kierunku BMW i ruszył z piskiem opon. Czemu on jest wrogo nastawiony do Blake? Przecież nic mu nie zrobiła. Nigdy nie zrozumiem facetów... no ale cóż, mówi się trudno. Wzięłam kuzynkę pod rękę i weszłyśmy do środka.
-Wow! Jak tu pięknie.
-Wiesz... Moja pierwsza reakcja była identyczna.
-Widać, że rodzina- zaśmiała się.
-Może kiedy indziej zwiedzimy dom, teraz chodźmy się położyć.
-Ja już zna... to znaczy ok, ale to nie będzie problem abym tu została? Luke chyba za mną nie przepada... Ja lepiej sobie pójdę.
-Gdzie? Pójdziesz gdzie? Przecież nie wrócisz do Jakea.
-Nie pomyślałam o tym.
-Teraz nie masz wyjścia, zostajesz tutaj i kropka.
-Tak się cieszę, że ciebie mam- krzyknęła i mnie przytuliła.
-Ałć...
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
-Nic się nie stało a teraz chodź za mną- i udałam się w kierunku pokoju.Cały czas zastanawiam zachowaniem Niebieskookiego, ona zawsze wydawał mi się najmilszy z nich wszystkim...Coś tu nie gra ale jeszcze nie wiem co.
-Bardzo ładnie tutaj się urządziłaś-powiedziała Felice.
-Nie ja urządzałam, lecz też bardzo mi się podoba. Trzeba przyznać, że chłopaki mają gust- Fel się uśmiechnęła w odpowiedzi. Skinieniem ręki pokazałam aby położyła się na pościeli.
-Idę się przemyć, wracam za chwilkę, weź sobie z komody czyste ubranie.
-Dziękuję.
Ciepła woda obmywa moje ciało. Nigdy dotąd kąpiel nie była tak przyjemna i bolesna za razem. Rana na moim brzuchu piekła jak diabli, przez nią również nie mogłam użyć mojego ulubionego żelu pod prysznic. Zranienie wyglądało obrzydliwie lecz niegroźnie. Owinęłam ciało ręcznikiem i zorientowałam się,iż nie wzięłam niczego na przebranie. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do mojej sypialni. To co ujrzałam bardzo mnie zdziwiło. Zobaczyłam jak moja kuzynka ściąga swoją koszulkę i ubiera moją.Niby nic takiego nadzwyczajnego, lecz ona stała do mnie tyłem a na jej plecach nie dostrzegłam żadnej rany. Nawet najmniejszego zadrapania. Mogłabym przysiąc, że widziałam jak Mortenz wbija jej coś pomiędzy łopatki. Moje rozmyślenia przerwał trzask zamykanych drzwi.
-Wróciłem- wykrzyczał Lukey.
-O... tak szybko wyszłaś spod prysznica?- zapytała zdziwiona Felice.
-Nie mogłam sobie pozwolić na dłuższe posiedzenie, gdyż strasznie boli mnie brzuch.
-Rozumiem.
-Mam wszystko potrzebne do...- urwał w połowie zdania Hemmo- Mogłabyś się ubrać...no wiesz... Jesteś bardzo piękna i w ogóle, ale chwilka dłużej i mój przyjaciel nie wytrzyma.
-Idiota- stwierdziłam i wziełam bieliznę z szuflady i wyszłam się przyodziać. Serio?! Czemu zawsze musi palnąć coś głupiego, jak zmieniam zdanie na jego temat?
-Lepiej? Dobra, skoro masz wszystko do opatrzenia mi ran to działaj panie doktorze Hemmings- na te słowa zaśmiał się gardłowo.
-Podoba mi się ten przydomek, możesz mówić tak do mnie częściej.
-Jak sobie życzysz.
-Kładź się w końcu i nie gadaj- wykonałam polecenie Luka a ten zaczął swoją"pracę".
-Ałłł!
-Oh nie bądź jak baba!
-A czym kurwa jestem? Czy ja wyglądam jak TRANSWESTYTA?!
-No może troszkę- usłyszałam za sobą głos zielonowłosego.
-Co ty tu robisz?-skierował pytanie do Blake.
-Chole powiedziała, że ma tu zostać- wtrącił swoje trzy grosze Lukey.
-Niech zostanie...Pokaż jej pokój gościnny a ja się zajmę brzuszkiem naszego transwestyty.
-Wszystko ok? CO z Jakeiem.
-Jest zwykłym chujem...
-Stchórzył?
-Tak.
-Jesteś bardzo rozmowny...Coś się stało?
-Przepraszam, jestem zdezorientowany.
-O co chodzi?
-Mówiłaś kiedyś, że trudno jest zdobyć twoje zaufanie, jednak Felice nie miała takiego problemu.
-Ja... Sama nie wiem... Po prostu jest to jedyna osoba z rodziny, która się do mnie przyznaje. Może to głupio zabrzmi, ale czuje się cholernie samotna. Gdy na horyzoncie pojawiła się ona, zaświeciło się światełko. Światełko, które dało mi nadzieję, nadzieję, że nie będę sama. Wszystkim próbuję udowodnić jaka to ja jestem odważna, silna, niezależna. Jednak w środku czuję się zagubiona, bezsilna. Wszyscy się mnie boją, jest to strasznie zabawne. Wyścigi to jedyny wyjątek. NIczego wtedy nie udaję. To jest to co kocham.
-Nie jesteś sama, masz nas... mnie...
-Wy mnie macie w dupie, nie obchodzę was, śmiejecie się ze mnie. Jestem wam potrzebna tylko do interesów!
-To nie jest prawda!
-To co nią jest?!
-Zależy mi na tobie!
-Tylko dlatego abym przynosiła wam zyski!
-Nie! Zależy mi na tobie bo się w tobie zakochałem!-czy ja dobrze usłyszałam?! Michael Gordon Clifford jest we mnie zakochany?!
_________________________________________________________________________________
Hejka ! Chciałam serdecznie pozdrowić moją bff Gochę, która pomogła mi przepisać ten rozdział <3 jesteś najlepsza x
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale ostatnia klasa i same rozumiecie ;)
Mam nadzieję, że rozdział nie jest bardzo denny i chodź troszkę wam się spodoba :)
Proszę jeśli przeczytałeś rozdział zostaw komentarz <3 ILYSM Xx

7 komentarzy:

  1. Dzieki za pozdrowionka, a co do rozdzialu to chujowy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały, wspaniały, wspaniały <3 Jestem ciekawa jak zareaguje Chole. Ale ona i Michael strasznie do Siebie pasują! Życzę weny i czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedzialam, ze jej to wyzna <3 . Cos mi sie zdaje, ze jej kuzynka cos kombinuje i to nie bd .zbyt przyjemne. Zabije cie, ze w takich momentach konczysz.. yyyy. Ale piszesz genialnie wiec sobie daruje. Kc i pisz dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hdujsudu *________* kocham!!! W takim momencie. ..cholera teraz będę niecierpliwie czeka xd wpadnij do mnie : http:// thirteen-objectives.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. GENIALNY ROZDZIAŁ.!!! Ciekawa jestem jak zareaguje Chole. W takim momencie skończyłaś.. ehh ;(( Czekam z niecierpliwością na nastepny .
    Zapraszam do siebie na 10 rozdział <3
    http://myfallenangel-liampayne.blogspot.com/2014/09/rozdzia-10.html
    Pozdrawiam xx / Mrs.Payne

    OdpowiedzUsuń